wtorek, 31 marca 2015

Jak łatwo pokochać siebie.





Podczas mego studiowania mam różne przedmioty, podczas których wykładowcy są w stanie wypowiedzieć się na temat mojej osoby. Poprzez styl prezentacji, wypowiadania się, barwie głosu, zachowania. Oczywiście ocena mojej osoby odbywa się na poziomie niepublicznym i każdą taką wskazówkę sobie cenię. Dzięki temu uzmysłowiłam sobie o kilku ważnych kwestiach, nad którymi muszę popracować - i to niestety nie sama ale z jakimś psychologiem.




Usłyszałam jedną, ciągle bębniącą w mojej głowie, radę - nie stawiać rodziny ponad własnej osoby. Super. Szkoda tylko, że jest to bardzo trudne do realizacji. Mąż od rana do 18 w pracy. Ja z dwójką dzieci, w tym jedno szkolne a drugie bardzo małoletnie. Na wizytę u psychologa też nie mam czasu, wtedy kiedy oni mogą to ja nie mogę i odwrotnie.

Jest jeszcze teściowa - w większości przypadkach popilnuje mi dzieci. Jednak dzisiaj mi pokazała, po raz kolejny, że nie zawsze.

Na 17 miałam ważne spotkanie. Wiadomo, męża jeszcze w domu nie będzie więc dzieci same zostać nie mogą. Poprosiłam teściową. OK. Sama miała swoje zebranie jakieś na 14:30. Mama męża sama ma dziecko pod opieką więc ja się zgodziłam, że się nim zajmę do jej powrotu. Spoko. Moja starsza córka kończyła o 16, uprzedziłam ją, że przyjdę 15 minut szybciej ją odebrać bo mi się spieszy. O 15:45 już musiałam napisać do córki, że nie przyjdę szybciej. Po 16 dopiero wróciła szanowna mamusia. No i walić moje plany, ważne spotkanie, ale kuva, nie przyjść na czas abym mogła dziecko ze szkoły odebrać? Wkurw. W drzwiach jej oddałam jej dziecko i podziękowałam za dalszą opiekę.

W kosmos mogę wysłać wszystkie dobre rady odnośnie pracy nad sobą. NIE WY KO NAL NE.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz